top of page

Muzyczna beczka śmiechu. Rzecz o filmach muzycznych Kena Russella

  • Zdjęcie autora: Agnieszka Nowok-Zych
    Agnieszka Nowok-Zych
  • 1 mar 2024
  • 5 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 2 mar 2024

Artykuł opublikowano po raz pierwszy w ósmym numerze Pisma „Klucz” (8/2010).

Kena Russella poglądy na życie

Ken Russell na planie filmu "The Boy Friend" (1971, fot. autor nieznany)
Ken Russell na planie filmu "The Boy Friend" (1971, fot. autor nieznany)

Ken Russell należał do grona najbardziej niepokornych reżyserów, jakich kiedykolwiek widział świat kinematografii. Kto by pomyślał, że ten urodzony w 1927 roku twórca, zaczynający jako obiecujący dziennikarz BBC skieruje się w stronę surrealistycznych filmowych opowieści, zadziwiając, i co najważniejsze — świadomie prowokując widzów i krytyków. Można powiedzieć, że filmy Kena Russella są szalone tak samo jak ich twórca. W mało którym życiorysie przewija się bowiem RAF, epizod w szkole baletowej, praca w BBC, próby reżyserskie czy udział w reality show, nie wspominając już o perypetiach w życiu prywatnym i prowokacyjnym stylu bycia. Trudno się więc dziwić, że w głowie Russella aż przewraca się od niesamowitych, szokujących pomysłów...


Udział „tematów muzycznych” w twórczości Russella zaczyna się już w 1962, gdy pracuje jako dziennikarz dla amerykańskiej BBC. Początkowo tworzy szereg dokumentów o życiu muzyków, które cieszą się dużym zainteresowaniem widzów. Poczet kompozytorów inicjuje Prokofiev w 1961, za nim w 1962 podąża Elgar, zaś dwa lata później popularność zdobywa Bartok. W 1965 powstaje The Debussy Film, a rok później Isadora Duncan, the Biggest Dancer in the World. Prawdziwe filmowe „szaleństwo” (i to dosłowne!) zaczyna się wtedy, gdy Russell staje po drugiej stronie kamery nie jako operator, a twórca w pełnym tego słowa znaczeniu: jako reżyser i scenarzysta. Już wczesne filmy zdradzają niebezpieczne skłonności Russella do oscylowania na granicy rzeczywistości i absurdu. Fantasmagoryczną, rozerotyzowaną wizję serwuje w Kochankach muzyki (1970) — historii wykorzystującej wątek miłości Piotra Czajkowskiego i jego żony. Kolejny ślad oniryzmu odnajdujemy w Mahlerze z 1974 (grunt to nie dać się zwieść pozorom — dość prozaiczny tytuł kryje surrealistyczną koncepcję bazującą na historii kompozytora). Szczytem muzycznej i filmowej ironii jest Lisztomania (1975) wobec której nikt nie pozostaje obojętny. Każdy po seansie filmowym pozostanie w stanie zachwytu lub skrajnego zniesmaczenia dla wspomnianej parodystycznej konwencji.


Russell wypracował swój własny, niepowtarzalny styl, w którym aż roi się od wykorzystania obsesyjnych symboli, metafor i aluzji. Swoje wizje najczęściej uściślał właśnie w „muzycznej” tematyce. To, w jakie kształty Russell przeistacza kompozytorskie historie życia, u jednych budzi fascynacje, u innych wywołuje dreszcz przerażenia. Zgodnie ze swoim credo: „Film jest elastyczny jak kawałek gliny. Można go formować na szereg sposobów...”, reżyser rezygnuje z wiernego przekazywania historii na rzecz fantastycznych i szalonych kontekstów, jakie się z nią wiążą. Filmy Kena Russella reprezentują ten biegun filmowy, w którym biografia to jedynie pretekst dla stworzenia dzieła prowokującego, będącego pewnego rodzaju satyrą, groteską, stworzoną w zamierzonym celu za pomocą charakterystycznego dla Russella języka. W jaki sposób twórca porusza się w karykaturalnym świecie? Najlepiej pokaże to sama Lisztomania...


Plakat "Lisztomanii" (1975, reż. Ken Russell; źródlo: imbd.com)
Plakat "Lisztomanii" (1975, reż. Ken Russell; źródlo: imbd.com)

Gdy absurd sięga zenitu, czyli Lisztomania


Lisztomania jest niczym innym jak parodią gatunku, jakim są biograficzne filmy kostiumowe; satyrą na wszystkie pompatyczne, okraszone nadmiernym patosem pozycje z historii kinematografii. Skrajne przypadki absurdalności ośmieszają więc wszystkie (a przynajmniej większość) filmów, które zamykają się w kategorii wiernego i dosadnego przedstawiania muzycznej prawdy. W Lisztomanii postacie autentyczne są uczestnikami i świadkami nieprawdopodobnych wydarzeń, które przypisuje im reżyser. Mamy wobec tego Franciszka Liszta — gwiazdę popkultury (jak na gwiazdę przystało w stroju z lat 70.), erotycznego idola nastolatek; pojawia się Ryszard Wagner, wampir-faszysta, Cosima z laleczką voo-doo, poczet kochanek Liszta ratujący świat przed wagnerowskim spustoszeniem. Brzmi dziwacznie, szokująco, surrealistycznie i śmiesznie? Właśnie w takim tonie jest ten film. Najlepiej też pokazuje, jak bardzo pozory mylą, i że nawet tak nieprawdopodobna historia ma swoje drugie dno. A oto przykłady.


Zastosowanie kiczu


Kicz ma w filmie Russella większy wymiar niż tylko rozbawienie publiczności. Za kiczem ukrywa się charakterystyka kultury masowej. Pojawia się unifikacja w postaci takich samych strojów na koncercie Liszta; tłum rozwrzeszczanych nastolatek symbolizuje współczesną idolatrię. Upragniony przez nie walczyk to nic innego jak symbol prymitywizmu kultury masowej. Liszt to ikona popkultury, adorowana na koncertach, posiadająca wizerunek współczesnego bożyszcza: działającego „pod publiczkę", ubranego w kiczowaty hippisowski strój. Wykorzystanie w filmie piosenek à la musical również sygnalizuje aluzję pod adresem kultury masowej (tym bardziej, że piosenki nie posiadają nadzwyczaj ambitnego tekstu).

 

Wykorzystanie stereotypu


Russell groteskowo bawi się stereotypami, również przedstawionymi w formie kiczu. W stereotypowy sposób pokazuje cechy — zwłaszcza kulturowe — Rosjan, Niemców i Węgrów. Przedstawienie m.in. Liszta w narodowym, węgierskim stroju tańczącego kazaczoka na klapie fortepianu mówi samo za siebie.

 

Komizm sytuacji


Wbrew kiczowi, Russell wykorzystuje bardzo inteligentny humor, często nieodczuwalny przez niezaznajomionego z historią muzyki widza. Pojawiają się szermierki słowne (np. Strauss, ale Levi), komizm sytuacyjny (George Sand odzywająca się męskim głosem) czy absurdy muzyczne (gdy pojawia się Wagner, zwłaszcza jako Wagner-Frankenstein-Hitler, w tle słychać muzykę klezmerską, a jak wiadomo Wagner słynął z antysemickiego usposobienia).

 

Erotyzm


Film zawiera wiele prowokujących scen erotycznych i seksualnych podtekstów. Z jednej strony jest to ponownie symbol kultury masowej, ale też konsumpcjonizmu i hedonizmu. Niestety, świadczy również o tym, do jakiego stopnia musi obnażyć się artysta/człowiek, by zaistnieć w krzywym zwierciadle rzeczywistości.

 

Symbole religijne


Lisztomania obfituje w liczne aluzje religijne, bardzo często zestawiane z wątkami o tematyce erotycznej. Russell tym samym miesza sacrum z profanum, a czasem stawia wręcz znak równości między nimi (ikonostas będący parawanem to bardzo delikatny przykład w porównaniu z tym, co jeszcze serwuje reżyser). Drwi z kościelnych ceremonii i religijnych cnót. Najlepszym komentarzem będzie chyba fakt, że kapłan Liszt ma egzorcyzmować Wagnera-wampira, a w roli papieża Russell obsadził... Ringo Starra, perkusistę zespołu The Beatles.

 

Nazizm


Wszystkie symbole nazistowskie ujęte w Lisztomanii wiążą się nierozłącznie z osobą Ryszarda Wagnera, w którego zdegenerowanej muzyce reżyser dopatruje się ludzkiej klęski i obarcza ją za wybuch II Wojny Światowej. Russell wręcz utożsamia Wagnera z Hitlerem, którego ideologię filmowy Wagner żarliwie propaguje. Już na początku filmu pojawia się nawiązanie do opery Rienzi, na której zresztą Hitler ponoć wzorował swoje gesty. Wyraźne aluzje pojawiają się pod adresem Hitlerjugend, komór gazowych, a szczytem jest Wagner-Frankenstein-Hitler strzelający do Żydów z gitary elektrycznej (gra do tego rockową wersję cwału Walkirii).


Wampiryzm


Wampirem jest nikt inny jak Wagner. Wampir to oczywiście symbol „ciemnej strony”, a więc znów zdegenerowanej muzyki i propagowania ideologii hitlerowskiej. Wymowna scena, gdzie Wagner zatapia kły w szyję Liszta i wysysa jego krew jest też aluzją wykorzystywania twórczości węgierskiego kompozytora i bezpretensjonalnego korzystania z niej przez twórcę Rienziego (co potwierdzają końcowe komentarze o Marzeniu miłosnym. Cosima mówi do Liszta: „Piękne, poznaję temat, który Wagner pożyczył... skradł”. Kompozytor odpowiada: „Miałem ich pod dostatkiem. Straszne było tylko to, co z nim zrobił”).

 

Nawiązanie do innych gatunków filmowych


Lisztomania wykazuje silne powiązania z innymi, znanymi klasykami filmowymi. Można odnaleźć tu echa Charliego Chaplina, Draculi, Frankensteina czy kabaretu Moulin Rouge. Bez względu na pozytywne czy negatywne zabarwienie emocjonalne w odbiorze, Lisztomania Kena Russella wciąż prowokuje i dzięki temu zapewnia sobie nieśmiertelność. Russell bawi się z widzem w swoją własną, filmową grę. Istnieje nawet ryzyko, że bawi się widzem, ponieważ oscyluje na granicy kiczu, absurdu, a zarazem obnaża rzeczywistość. Teoretycznie śmieszy, ale praktycznie drwi z nas samych, a jak wiadomo prawda jest zawsze bolesna. Przykro jednak byłoby kończyć ten krótki tekst o Lisztomanii w przygnębiający sposób. Wobec tego przytoczę tu filmowy cytat o krytykach, z rozmowy Cosimy i Liszta:


Po co ci ta szabla? Żeby zabijać krytyków?

Czas ich zabije...


Oby los krytyków nie był tak tragiczny, jak przewidywał Russellowski Liszt.

Comments


bottom of page